czwartek, 7 sierpnia 2014

Paulina cz. 63


 Siedziałam tam i nie mogłam się pozbierać, ten widok to wszystko, tego nie da się opisać. Dlaczego Bóg zabiera takie małe dzieci, które mają przed sobą przyszłość, niczym nie zawiniły? Nie mogłam się z tym pogodzić. Po chwili przyszedł do mnie lekarz dyżurny - Patryk. On też był z onkologiem, z tego co słyszałam przyjaciel dr. Dąbrowskiej. Usiadł koło mnie na ławce i objął mnie ramieniem. Ja dalej płakałam, nie mogłam przestać, to było okropne uczucie. 
- Paulina? ...
- Paulina posłuchaj mnie. Musisz być przyzwyczajona do takich sytuacji. Wiem, że to nie jest łatwe, ale w tym zawodzie nic nie jest łatwe a w szczególności śmierć, z którą mamy do czynienia na co dzień.
Nic nie odpowiadałam, powoli się uspokajałam. 
- Nigdy nie przyzwyczaję do tego widoku, to jest dla mnie nie pojęte. 
- Przyzwyczaisz. Z czasem nie będziesz tak reagowała. Uwierz w to. 
- Przepraszam 
- Nie masz za co przepraszać. Idź już do domu, nic tu po tobie... Tylko poczekaj, masz jeszcze jedną misje do wykonania. Powiesz rodzicom o śmierci Moniki. 
Popatrzyłam na niego wielkimi oczami i powiedziałam zaciągając się jeszcze od płaczu. 
- N... Nie nie zrobię tego. 
-  Nie masz wyjścia, uspokój się i na spokojnie. Oni już tu jadą powinni być lada chwila. 
- Nie ja tego nie zrobię. Przecież to nie możliwe. Nie dam rady. Co ja mam im powiedzieć? Przykro mi ale Państwa córka nie żyje?
- Dasz radę, musisz się przyzwyczaić na przyszłość. Będziesz takie wieści przekazywała. Nie powiesz komuś innemu, Asia powiedz rodzinie, że pacjent umarł. 
- Nie al..
- No właśnie, więc teraz ładnie wytrzesz łzy wstaniesz i powiesz. 
- A mogę najpierw zadzwonić do narzeczonego?
- Jasne 
Kilka minut później: 
- Marcin, możesz po mnie przyjechać. Bardzo Cię proszę. 
- Tak jasne a co się stało.  Płakałaś?
- Nie chce o tym gadać. 
Po jakimś czasie Paulina dalej nie uspokojona, trochę szlochająca siedziała na korytarzu. Zauważyła rodziców zmarłej Moniki. Chciała się odezwać, niestety nie miała odwagi. Niestety szybko się rola odwróciła. Zauważyła ją mama Moniki i zapytała gdzie jest córka. W pierwszej chwili Paulina nie wiedziała, co powiedzieć. Wstała i ze łzami w oczach powiedziała prawdę. 
- Przykro mi, alee .... Państwa córka zmarła dziś rano około godziny 10. Przykro mi bardzo. Wyrazy współczucia. Przepraszam, ale muszę już iść. 
Paulina odeszła kilka kroków i zaczęła płakać. Powiesiła kitel lekarki i poszła do samochodu Marcina. On stał przed i czekał i już na nią. Podbiegła do niego i wtuliła się tak mocno jak potrafiła. On zagarnął mnie w swoje ramiona, staliśmy my tak przez dłuższy czas. Potem pojechaliśmy do domu, w drodze powrotnej milczeliśmy, a ja patrzyłam w okno. Po niedługim czasie podjechaliśmy pod dom, Marcin zaparkował tam gdzie zawsze. Wysiadłam z samochodu i zakręciło mi się w głowie, narzeczony szybko to zauważył i podbiegł do mnie?
- Co Ci?
- Nic, po prostu z nadmiaru wrażeń zakręciło mi się w głowię. 
- Już ok?
- Tak w porządku. 
- Chodź.
Marcin zamknął auto i trzymając mnie za rękę poszliśmy w stronę budynku. Po wejściu do domu, pierwsze co zrobiłam to, poszłam do sypialni i położyłam się na łóżku. Leżałam na boku a po moim policzku spływały łzy, jedna po drugiej. Nie mogłam pogodzić się z tym, że ta dziewczynka umarła. Po chwili przyszedł do mnie Marcin.
- Kotku, co się dzieję?
- Nic, miałam trudny dzień w pracy. Nie chcę o tym rozmawiać. Powiem Ci ale później, daj mi trochę czasu. 
- Rozumiem. Wytrzyj łzy i chodź pomóż mi w obiedzie. Nie myśl o tym. 
- Daj mi trochę czasu. 
- Okej za 15 minut widzę cię w kuchni zrozumiano?!
- Tak. - Wymusiłam uśmiech, a chłopak znikł za drzwiami z pokoju. Wstałam i poszłam do łazienki, ogarnęłam się w miarę i poszłam do niego do kuchni. Obiad leżał już na stole; były pierogi i kompot jabłkowy. Po obiedzie poszłam się trochę zdrzemnąć, bolała mnie głowa od płaczu. Około 17 przebudziłam się, czułam się lepiej, postanowiłam wyjaśnić wszystko Marcinowi, to co się dziś działo. Weszłam do salonu, on siedział na kanapie i oglądał jakiś film, podeszłam do niego i położyłam się tak, że moja głowa była na jego kolanach. Zaczęłam wszystko mu powoli tłumaczyć, całą sytuację, która zaistniała w szpitalu. Mój narzeczony wiedział jak mnie pocieszy, dodał mi otuchy, tego było mi potrzeba. Od razu poprawił mi się humor. Potem Marcin zaprosił mnie na wieczorny spacer po mieście, zgodziłam się i tak nie miałam co robić. Wróciliśmy o 22 i od razu poszliśmy spać.
----------------------------------------------->
Jestem zaskoczona, że tak szybko rośnie liczba wyświetleń. Dziękuje, jestem pod ogromnym wrażeniem. Kocham Was :**
/ Wasza K ♥♥♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz