środa, 6 sierpnia 2014

Paulina cz. 62

Z perspektywy Marcina:
Właśnie skończyłem dyżur, zegar wskazywał 4:30, uff dziś trochę wcześniej. Wsiadłem na motor i pojechałem prosto do domu. Po krótkiej jeździe byłem na miejscu, po cichu wszedłem do domu, tak żeby nie obudzić Paulinki. Na stole widniała karta: "Kochanie to dla ciebie kolacja :) Może bardziej śniadanie" a obok kanapki. Zgotowałem wodę i zrobiłem sobie mocną kawę na orzeźwienie, zjadłem śniadanie. Poszedłem do łazienki się ogarnąć i wziąć szybki prysznic. Po 15 minutach stałem normalnie na nogach, nocka była wymęczająca. Dochodziła 6:15 szybko zrobiłem śniadanie dla narzeczonej i poszedłem do sypialni. Moja ukochana spała słodko, rozwalona na całe łóżko, delikatnie do niej podszedłem. Usiadłem na skraju łóżka i pocałowałem ją w nosek, widocznie już nie spała tylko udawała bo chwyciła mnie za szyję i namiętnie pocałowała.
- A ty nie śpisz?
- Spałam, ale mnie obudziłeś.
- Przepraszam kochanie - zrobił minę zbitego psa.
- Już dobrze, sama się przebudziłam. A jak tam w pracy?
- Dobrze, razem z Damianem próbowaliśmy rozwiązać sprawę.
- I jak wam poszło?
- Nawet nie pytaj. Stoimy w martwym punkcie.
- To ty się prześlij a ja wstanę bo zaraz lece do pracy.
- A właśnie jak tam na praktykach?
- Właśnie przenieśli mnie na onkologie. Trudno jest, dziś mam dyżur na OIOM.
- Współczuje Ci Skabię, ale musisz dać rade.
- Wiem ale najbardziej dobijające są pytanie. Czy ja umrę?
- Poradzisz Sobie, wierze w Ciebie.
- Dobra, koniec gadania, ja się ubieram.
Z perspektywy Pauliny:
Wygrzebałam jakieś ubrania i poszłam do łazienki się ogarnąć. Po pół godziny byłam gotowa, szłam w kierunku kuchni, na stole zobaczyłam talerz ze śniadaniem a obok karteczkę, to dla Ciebie Myszko miłej pracy. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zabrałam się do jedzenia, byłam bardzo głodna. Mój dyżur rozpoczynał się o 8, ale postanowiłam być trochę wcześniej, żeby porozmawiać z dr. Dąbrowską. Za oknem świeciło słoneczko, a termometr wskazywał 23°C dlatego postanowiłam zrobić sobie mały spacerek i na praktyki poszłam na piechotę. Drogą nie była długa, więc miałam trochę czasu na to by porozmawiać z Panią doktor. Weszłam do pokoju, ubrałam swój fartuch i poszłam na 3 piętro, tam znajdował się oddział na którym miałam teraz być. Od razu poszłam do jej gabinetu i trafiłam w sedno, siedziała tam i wypełniała jakieś papierki, chyba po nocnym dyżurze.
- Dzień Dobry
- A dzień doby Paulinko. Ale ty masz dyżur na 8:00 prawda?
- Tak, tylko że ja wcześniej chciałam z Panią porozmawiać. Dlatego przyszłam wcześniej mając nadzieję, że jeszcze tu Panią zastanę.
- A coś się dzieję?
- Nie, ze mną wszystko w porządku. Tylko chodzić o te dzieci.
- Usiądź, zrobię Ci herbaty i porozmawiamy.
***Po chwili***
- Więc o co chodzi?
- No bo, te wszystkie dzieci, co tam leżą, one są bezbronne, nic nie mogą zrobić a Bóg je tak pokarał. I do tego te pytania. Czy ja umrę?, Co ze mną będzie?
- Oj Paulina, musisz się do tego przyzwyczaić. Na początku, zawsze jest ciężko. Myślisz, że ja się do teraz z tym pogodziłam? Nie, to nie jest takie łatwe. Jeżeli jakieś dziecko umrze, to nie mogę się załamać, bo są jeszcze inne dzieci, ale zawsze chodzi człowiek zdołowany. Musisz być silna, jeżeli chcesz być lekarzem musisz być odporna psychicznie.
- Wiem, rozumiem. Ale co ja mam im odpowiedzieć na te pytania? jestem bezbronna. Przyzwyczaiłam się do tego bo już kiedyś byłam wolontariuszką na takim oddziale.
- Nie wiem co Ci mam odpowiedzieć, takie pytanie będą padać. Spróbuj im to jakoś wytłumaczyć. Wiesz z doświadczenia, że nie możesz ich zbyć odpowiedzią "tak" lub "nie"
- Wiem, staram się z nimi rozmawiać o śmierci, o życiu w niebie, o chorobie. One jeszcze wszystkiego nie rozumieją. Trudno mówić 5 czy 6-latką że są różne stadium choroby, zaawansowane i mniej zaawansowane. One tego nie rozumieją.
- I tu masz rację Paula. Masz doświadczenie, dziś i do końca tego tygodnia masz najgorszy dyżur, cały czas będziesz na OIOM. Myślę, że sobie poradzisz, jak by co to na mnie możesz liczyć. Podam Ci mój nr telefonu i jak by coś się działo, to zadzwoń.
- Dziękuje.
Wypiłam do końca herbatę, pożegnałam się i poszłam na swój oddział. Monika siedziała na łóżku z kroplówką w ręku i malowała coś w zeszycie.
- Hej, co malujesz?
- O dzień dobry! - odpowiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha. - nie maluje. Piszę
- A co piszesz?
- Nic takiego list, do mojej przyjaciółki. A może pomogłaby mi Pani?
- Jasne, jak chcesz mogę Ci pomóc.
Po niedługim czasie wspólnie napisałyśmy list do Agaty. Potem poszłam do bufetu na kawę z Aśka, nie posiedziałyśmy długo, bo przybiegła po mnie pielęgniarka, że mam wracać na sale. Pobiegłam razem z nią, na OIOM byli już lekarze, którzy reanimowali Monikę. Weszłam tam i chciałam im pomóc, ale ...
byłam bezbronna, ręce mi się trzęsły, nogi się pode mną ugięły. Nie mogłam nic zrobić, a ona ....
ona leżała na tym łóżku taka bezbronna i te wszystkie rurki, aparatura. Nie mogłam na to patrzeć, ostatni obraz jaki stamtąd zapamiętałam to prosta linia a ekranie monitora i lekarza który sprawdzał godzinę. Wybiegłam z sali, biegłam przed siebie, sama nie wiedziałam gdzie. Wybiegłam przed szpital, usiadłam na ławce i ... rozpłakałam się.

-------------------------------------------------------------------->
Jejku Bardzoo ale to bardzo wam dziękuje. Zajrzałam sobie dziś na bloga i liczba wyświetleń mnie zaskoczyła. 4238 taka była liczba wyświetleń. Bardzo wam dziękuje Kocham wass
/ Wasza K :***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz