wtorek, 5 sierpnia 2014

Paulina cz. 61

Wreszcie do pracy, niby się nie chcę ale się ciesze, ile to można mieć wolnego? Zadowolona i wypoczęta wstałam już po 5 a na praktyki miałam na 8, więc trzy godziny wolnego, niestety mój narzeczony nie miał takiego szczęście i musiał być na 6:30 w pracy. Zaczęłam go powoli budzić głaszcząc jego policzki. Miał 2 dniowy zarost, ale kazałam mu zostawić, lubiłam go takiego. Od niechcenia otworzył oczy i spojrzał na mnie. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Teraz to on głaskał mnie to policzkach, odgarnął kosmyk włosów, uniósł się i dał mi buziaka. Też go pocałowałam i przytuliłam się do niego. 
- kochanie, musisz wstać. Jest już piąta. 
- A ty po co tak wcześnie wstałaś?
- Nie umiałam już spać. 
- Jasne. Paulinko mnie nie okłamiesz 
- Ale ja Cię nie okłamuje. Na prawdę. Cieszę się, że już wracam do pracy. 
- Okej. Ja lecę się ubrać. 
- Ja w tym czasie zrobię Ci śniadanie i herbatkę. 
15 minut później oboje siedzieliśmy przy stole i jedliśmy wspólnie śniadanie. Rozmawialiśmy o głupotach. Strasznie miałam dziś zakwasy po wczorajszych górach, dawno nie wspinałam się tak daleko.
Rano wypiłam wapno, powinno pomóc. Marcin dziś później wyszedł do pracy, o 6:00 się z nim pożegnałam. On wyszedł a ja siedziałam i nie miałam co robić, zadzwoniłam do Martyny mojej przyjaciółki, która też jeździ tak jak ja. Akurat dziś miała wolne, dlatego razem wybrałyśmy się na małą przejażdżkę po torze wyścigowym.
Pojeździłyśmy we dwie godzinę a potem ja od razu pojechałam pod szpital. Dziś kończyłam dyżur na chirurgii i zostałam przeniesiona na onkologie. Dr. Sajno pokazała mi wszystko co mam dziś robić. Krążyłam pomiędzy salą dziecięcą a gabinetem lekarskim. Tych dzieci było mi żal, dlaczego akurat to ich spotkało. I te pytanie czy ja umrę? Co ja mam wtedy powiedzieć? Jestem bezbronna, jeżeli powiem mu tak to się załamie, nie mogę mu powiedzieć prawdy a jeżeli powiem mu nie to po pierwsze go okłamie a po drugie nie wiadomo. Są różne stadium zachorowań, ten dyżur jest ciężki a się jeszcze nie skończył. Dr. Sajno uprzedziła mnie, że jutro czeka mnie praca za OIOM, mam nadzieję że nie będzie aż tak źle. Dziś trochę wypełniałam karty pacjentów, zaglądałam do sal, poznałam dużo dzieci; biednych dzieci. Trochę się z nimi pobawiłam, poczytałam im książki. O 14 planowo miałam kończyć dyżur, jednak mi się przedłużył bo operacja w której uczestniczyłam przebiegła z komplikacjami. 7-letnia Monika miała przeszczep szpiku kostnego, dawcą był 10-letni Bartek, który zginął w wypadku samochodowym. Po 2 godzinach wyszliśmy z sali, a Monika została przewieziona na OIOM. Ja od razu zdjęłam kitel lekarki i wyszłam ze szpitala. Wsiadłam na moją maszynę i odjechałam. Po drodze podjechałam do sklepu spożywczego po coś do jedzenia. Nasza lodówka świeciła pustkami, nie było nas przez cały weekend; co się dziwić. Kupiłam mleko, masło,ser, sałatę, paprykę, bułki  i jeszcze kilka rzeczy potrzebnych do zrobienia sałatki po zapakowaniu wszystkiego zapłaciłam i opuściłam sklep. Niedaleko nas weszłam jeszcze do sklepu mięsnego, kupiłam 2 rodzaje szynki, opakowanie mielonego, udka z kurczaka i do tego kilka cienkich parówek. Gdy wróciłam do domu Marcina nie było, troszkę mnie to zdziwiło ale nie zmartwiłam się tym za bardzo, zdarzało mu się wracać później niż miał to w planie. Na spokojnie zaczęłam obierać ziemniaki i nastawiłam je na piec. Teraz zabrałam się do robienia kapusty pekińskiej, po pół godziny była już prawie gotowa, wystarczyło dodać tylko oliwę z oliwek. Gdy miałam chwilę spokoju chciałabym zadzwonić do mojego narzeczonego, gdy znalazłam torebkę nie umiałam w niej nic znaleźć, zresztą jak zawsze. Wysypałam całą zawartość na stół, i zorientowałam się że telefon zostawiłam w pracy. Szybko wyłączyłam ziemniaki i wyszłam z domu. Wsiadłam na motor i pognałam do pracy po telefon. Po pół godziny właśnie oddzwaniałam do Marcina, który próbował dodzwonić się do mnie 8 razy. Po trzecim sygnale odebrał.
- Halo? Kochanie? Przepraszam, że nie odbierałam, ale zostawiłam telefon w pracy.
- A okej rozumiem. Ja dziś muszę zostać w pracy na noc, Mateusz musiał jechać do domu bo ma dziecko chore.
- Czyli śpię dziś sama?
 - No niestety tak, ale będę za tobą tęsknić.
- Ja za tobą też. Pa Kocham Cię.
- Dobranoc. wyśpij się.
Rozłączyłam się, schowałam telefon do kieszeni i odjechałam.
Po wejściu do domu, załączyłam ziemniaki jeszcze na 10 minut i rozgrzałam olej na patelni. Usmażyłam kotlety, położyłam je na talerz i odcedziłam kartofle.
***
Po zjedzonym obiedzie wszystko pozmywałam i poszłam przebrać się do pidżamy. Postanowiłam trochę pooglądać telewizję. Przy tym od razu się zdrzemnęłam, po 22 wzięłam do ręki książkę i zaczęłam czytać. Chyba byłam tak zmęczona, że nie wiem kiedy usnęłam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz