sobota, 11 maja 2013

Paulina cz. 34


- ... Tak to prawda masz brata. Nie spodziewałam się tego, że on do ciebie napisze. Miałam ci to powiedzieć tylko nie wiedziałam jak. 
- Ale mamo, ja już nie mam dwa latka tylko 16. Zrozum to wreszcie, nie jestem małą dziewczynką, która nic nie rozumie. 
- Tak, wiem. 
- Gdybyś wiedziała to byś mi powiedziała. 
- Ale Paulinko, to nie jest takie łatwe. 
- Mamo, to jest łatwe. 
- Nie, mogłoby się wydawać, ale nie jesteś i nie byłaś w mojej sytuacji. Nie wiesz jak to jest. 
- A ty nie wiesz jak to jest, dowiedzieć się, że mam jeszcze jednego brata, o którym nic nie wiem. Pewnie fajnie co nie? 
Odpysknęłam i wybiegłam z domu.
- Paulina Wracaj tu. Natychmiast. !!!
- Odwal się ode mnie!!!
Mama jeszcze długo wołała, ale mnie to nie interesowało, biegłam wprost przed siebie, tam gdzie zaniosą mnie nogi tam będę. Nogi zaniosły mnie do naszej kryjówki, w której dawno nie byliśmy. Usiadłam, oparłam się o ścianę i nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Siedziałam tak jeszcze przez dłuższy czas; nie wyszłabym  stamtąd gdyby nie Bartek i Wercią. Posiedziałyśmy jeszcze trochę i potem ja powiedziałam że idę do domu, choć prawda była zupełnie inna. Poszłam na plac zabaw gdzie byłam z Tomkiem, na pierwszej randce. To znaczy, trudno powiedzieć czy to była randka czy nie. Bo byliśmy sami, całowaliśmy się ale jakoś tak, było to po prostu spotkanie. Czyli na pierwszym spotkaniu, usiadłam na tej samej ławce co wtedy; powracały wspomnienia, myśli, rozmowy po prostu wszystko. Wtedy było cudownie. Teraz się nie wiele zmieniło, po za tym że mam brata, i kilka razy byłam w szpitalu, dowiedziałam się, że jestem chora to nic szczególnego. Nagle dostałam telefon od Natalii, iż Konstancja skoczyła z góry. Znaleziono przy niej list. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam szybko na ulicę Biskupińską gdzie leżała nasza koleżanka. Na początku przywitali mnie: dr Eryk, dr Dominika i Ania. Potem przywitałam się z dr Gawryło i ordynatorem oddziału. Rozmawiałam z lekarzem prowadzącym Konstancji ( dr Goldberg oraz dr Wajmanem. ) Dowiedziałam się że ma lekki wstrząs mózgu i złamaną nogę. Nikt nic więcej nie chciał mi powiedzieć. Usiadłyśmy w poczekalni, chwilę potem Natka dała mi list od niej. Było w nim że nie umiała żyć bez miłości Darka, i postanowiła skoczyć klifu, jednak nie wiedziała co to jest i skoczyła z góry (xDDD) Po przeczytaniu tego listu zaczęłam się śmiać, bo nie wyglądała ona na głupią a nie wiedziała co to Klif. Czekałyśmy tam cały czas. Zaczął boleć mnie brzuch, ale nie dawałam po sobie tego poznać. Poszłam do bufetu po wodę, bo chciało mi się strasznie pić. Nie wiedziałam co mam zrobić, postanowiłyśmy zadzwonić do Weroniki i ją o tym poinformować. Przy okazji powiedziałam jej, że jak chce tu przyjść niech weźmie No-spe. Niespełna 5 min i ona była już na miejscu. Powiedziałyśmy jej o tym wszystkim, ja w tym czasie popiłam tabletkę i poszłam się spytać doktor Hany Goldberg co dalej z Konstancją. Ona powiedziała, że na razie nic, musimy czekać, aż dziewczyna się obudzi bo jest nie przytomna. Wychodząc strasznie zabolał mnie brzuch i nie wytrzymał i schyliłam się, pani doktor chciała mnie zbadać, pytała co mi jest, ale ja powiedziałam że nic;  wstałam i wyszłam. Usiadłam koło dziewczyn przekazałam im info, ale nie powiedziałam o zajściu.  Po chwili podszedł do mnie doktor Eryk i spytał co mi jest. Ja zdziwiona odpowiedziałam że nic, i zaczęłam się śmiać bo dziewczyny 5 sekund temu pokazały mi śmieszne zdjęcie i... . Pan doktor poprosił mnie na bok, powiedział że powiedziała mu pani Hana, że coś mnie boli. Już miałam dość, powiedziałam że nic mi się jest, on się uparł żeby mnie zbadać ale mam już 16 lat i odmówiłam.  Poszłam do dziewczyn, dalej śmiałyśmy się i wgl. Było wesoło. Rozmawiał ze mną jeszcze mój prowadzący lekarz - Gawryło ale to i tak nic nie dało. Siedzieliśmy i tak minął czas. O 22 poszłyśmy do domu, po drodze umówiłyśmy się na jutro do Konstancji. O 8 miałyśmy być pod szpitalem. Przyszłam do domu, weszłam pod schody, przebrałam się do pidżamy i poszłam spać.
Następnego dnia wstałam o 6:30 i dalej nie mogłam spać. W sumie to dobrze bo musiałam się powoli szykować. Od rana już bolał mnie brzuch. Poszłam do szafy wyciągnęłam dla siebie odpowiednie ubrania i poszłam do łazienki. Tam wzięłam poranną toaletę. O 7:00 byłam już gotowa do wyjścia. Nie miałam co robić, więc wzięłam kartkę i zaczęłam pisać list do Grzesia. I w ten sposób napisałam dwie kartki A4. Po drodze kupiłam znaczek i wrzuciłam do skrzynki. Za pięć ósma byłam pod szpitalem, była tam także Natka a po chwili doszła Wercia. Razem weszłyśmy do środka, jedna z nas podeszła do recepcji i zapytała czy możemy odwiedzić Konstancję, pani powiedziała nam, że musimy poszukać lekarza. Oczywiście mnie wszyscy znają i to ja musiałam iść. Poszłam do pokoju lekarskiego tam byli pani Hana, dr Piotr i pan Eryk. Podeszłam i zapytałam czy możemy wejść do Konstancji, powiedziało mi że tak, ale tylko na chwilkę bo jest bardzo słaba lecz dopiero za jakieś 20 min. Oczywiście dr. Eryk zapytał mnie jak się czuje, powiedziałam mu, że dobrze i wyszłam. Informacje przekazałam dziewczyną i razem poszłyśmy do bufetu. Rano w domu nie jadłam śniadania i kupiłam sobie bułkę i kawę na pobudzenie.  Po 15 min poszłyśmy pod salę od koleżanki. Po nie długim czasie przyszedł Piotr Gawryło i nas wpuścił. Pogadałyśmy w czwórkę o wszystkim i o niczym, gdy miałyśmy wychodzić  strasznie rozbolał mnie brzuch i zrobiło mi się duszno. Niestety daleko nie doszłam bo tylko na korytarz i tam upadłam; nie umiałam się podnieść. Dziewczyny zawołały lekarza, przyszedł ordynator oddziału i dr Eryk.
- Gdzie cię boli? Paulina słyszysz mnie? 
- Duszno mi, brzuch mnie boli - wydukałam ledwo.
- Łóżko i tlen!. Szybko!!!
Przenieśli mnie na łóżko i zawieźli na salę segregacji. Tam podano mi tlen i podpięto do monitora. Przypięto kroplówkę z lekiem rozkurczowym. Gdy mój stan się troszkę poprawił i szło ze mną normalnie porozmawiać przyszedł dr Wójtowicz i przeprowadził ze mną wywiad.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej
- Odsłoń brzuch i pokaż gdzie cię dokładnie boli. 
Doktor Piotr Wójtowicz zbadał mnie i powiedział że jedziemy na rentgen.
- Ale ja nigdzie nie idę. Mi już jest lepiej, chcę wyjść na własne żądanie. 
- Ale nie możemy Cię wypuścić, gdyż twój stan zagraża twojemu życiu. 
- Bożee, ale po co mi jakieś badania, już się lepiej czuje. 
- Tak,tak bo dostałaś leki. Musimy ustalić z czego miałaś tak silne bóle brzucha. 
Pani pielęgniarka przywiozła wózek.
- Ale ja dam radę iść o własnych siłach. 
Wstając z łóżka, zrobiło mi się słabo.
- No właśnie widać jak się czujesz. 
Usiadłam na wózek i pojechaliśmy pod sale. Po kilku chwilach byłam po badaniu. Na korytarzu czekały dziewczyny. Dopytywały się co mi jest, powiedziałam że pewnie nic, a lekarze przesadzają. Jak się okazało badania nic nie wykazały. Ordynator po naradzie z innym lekarzami wezwał na konsultacje ginekologa. Jak to ja, nie chciałam się zgodzić na żadne badania, po namowach lekarzy i przyjaciółek zgodziłam się. Jak się okazało, silny ból brzuch i duszności były spowodowane miesiączką. Dostałam leki, wypis i zalecenia. Za tydzień miałam zgłosić się do kontroli z rękom. Po szpitalu każdy poszedł w swoją stronę. W domu byłam sama. Mama przychodzi po 17 a tata - ehh szkoda gadać. Ciągle praca, praca i praca mam tego dość. Poszłam do pokoju, spakowałam się na poniedziałek, zrobiłam zadanie i z nudów znów zaczęłam rysować. Nie wszystkie obrazki szły po mojej myśli, ale nie było najgorzej. Położyłam się na łóżko, wzięłam książkę pt " Syzyfowe prace" Stefana Żeromskiego. Książka okazała się być bardzo interesującą. W pewnym momencie zorientowałam się, że mama wróciła do domu, było słychać jak wchodzi na górę. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, więc udawałam że śpię - nabrała się. Potem napisałam do Tomka czy możemy się dziś spotkać. Umówiłam się z nim przy naszym miejscu o 18:00. Jak go ujrzałam, podbiegłam do niego i przytuliłam się tak mocno jak potrafiłam.
- Kotku co się stało?  - zapytał czule
- Nic, po prostu się za tobą stęskniłam. 
- Ja też myszko. 
Wtedy się pocałowaliśmy i poszliśmy się przejść na Kalwarię. Przy końcu drogi bolały mnie już nogi, wtedy Tomek wziął mnie na barana, szliśmy (on szedł), rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Jak to my. Potem on odprowadził mnie pod dom i tam pożegnaliśmy się. Weszłam do domu, poszłam do siebie, umyłam się i położyłam bo cały dzisiejszy dzień był męczący.


Jednak nie zrobiłam kilku lat później ponieważ nie dojechałabym nawet do 50 części a chcę mieć ich około 100 więc wiecie. 







2 komentarze:

  1. KLIF!! Hahaha XD
    Fajna część :) Już nie mogę doczekać się kolejnych ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo wątków szpitalnych. Bardzo mi się to podoba. Choć błędy ortograficzne, to lepiej popraw.

    OdpowiedzUsuń